Moja historia

Popijając herbatkę przy stole, którego nie miałam...

Pewnie można by zapytać jaki jest sens wracać do przeszłości?
No jaki?
Ktoś powie: "drążysz ten temat i drążysz, a dajże już spokój!"

Jest takie powiedzenie :"co było, a nie jest nie pisze się w rejestr!"

No, tak, tak...
Pewnie racja, było, minęło, przeszło, poszło, nie ma...

Niekoniecznie.
Trzeba mówić, bo takie doświadczenia mogą się przydać komuś innemu.
I mogą być inspiracją, zachętą do zmiany.


Byłam, żyłam, trwałam w dziwnym zakleszczeniu, wręcz ograniczeniu.
Fachowo nazywa się to współuzależnieniem.
Mówiąc normalnym językiem jest to trwanie i życie wokół człowieka, czy sprawy; podporządkowanie swoich pragnień, możliwości, celów, marzeń "pod dyktando" kogoś lub czegoś, z jednoczesnym poczuciem braku drogi wyjścia.

Poranek w strachu.
Południe w lęku.
Noc w bezsenności.

Pomiędzy tymi emocjami walka o codzienność, chorą i poplątaną do granic możliwości, jeden krok do przodu, dziesięć do tyłu.
I niepewność. Niepewność, która niemal zabijała od środka.
Dzień za dniem mijał nie wiadomo kiedy,  nadzieja dawno umarła, albo przysnęła sobie.
Podnosiłam się i upadałam, jak na ogromnym rollercoasterze, niedobrze mi się robiło od takiego zamętu.

List do Kolosan 3,18-21
"Żony bądźcie poddane mężom, jak przystało w Panu. Mężowie, miłujcie żony i nie bądźcie dla nich przykrymi! Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom we wszystkim, bo to jest miłe w Panu. Ojcowie, nie rozdrażniajcie waszych dzieci, aby nie traciły ducha."

Co to znaczy: żony bądźcie poddane mężom swoim?
Poddane czemu, przemocy, ich uzależnieniom?
Gdzie jest granica posłuszeństwa, a gdzie jest granica ochrony swojego życia?
życia bliskich, życia dzieci?
Gdzie, pytam?

Co dalej?

Przecież nie da się żyć w zawieszeniu pomiędzy czyimś nałogiem a własnym lękiem.
Wyjść, wyprowadzić się, pójść w silną dal, wsiąść do pociągu byle jakiego?
Takie niby proste, nie?
Zabrać pod pachę wszystko co moje i pójść sobie w nieznane?
No właśnie...
Dla ludzi z zewnątrz to była oczywista oczywistość "weź się wyprowadź", "weź się w garść", "no, na co czekasz, zrób coś" albo "musisz zrobić to czy tamto"
Och, takich słów i pseudo-rad nasłuchałam się tysiące. Od wierzących i ateistów, bez wyjątku.
Jakie "musisz" pytam się?
Czy ktokolwiek ma prawo nakazać cokolwiek innemu człowiekowi  w tak delikatnej sprawie?
Tak autorytatywnie, bez próby zrozumienia problemu?
Musisz!!
Nie!
Ja nic nie muszę!
Ja mogę rozważyć rozwiązania, ale decyzja należy do mnie, a nie do Iksińskiej lub  innej Igrekowskiej.

Bo z pozoru to oczywiście wyglądało na jednobrzmiącą decyzję, niepodlegającą żadnej dyskusji.
Jasne!
No, weź idź!
Ale jakoś nikt nie zapytał gdzie? dokąd? jak? kiedy? z czym?
Bo przecież nie wyjdę tak po prostu, nie?
Potrzebuję 4 kątów, dachu nad głową, jakiś mebli, łóżka do spania, lodówki, pralki, kuchenki talerzy, garnków, łyżek, noży, stołu, krzeseł. Wszystkiego!
Mieszkając kątem u Teściowej przecież nie zabiorę Jej rzeczy!
A wyjść z pustymi rękami to chyba niezbyt rozsądne.

Walka na argumenty trwa.
A co, jeśli jednak będzie lepiej?
A co, jeśli nie?
A może okoliczności się zmienią tu, na miejscu, cud się wydarzy pewnego ranka?
A co, jeśli nie?
Miliony pytań, często niestety bez jednoznacznej odpowiedzi.
Co dalej?
Bo dalej trwać w tym bagnie nie można!

Jak śpiewała kiedyś Agnieszka Chylińska w O.N.A:
"Kiedy powiem sobie dość
A ja wiem, że to już niedługo
Kiedy odejść zechcę stąd
Wtedy wiem, że oczy mi nie mrugną, nie"

Kto nie przeżył w cieniu czyjegoś uzależnienia ten nie zrozumie.

Decyzja dojrzewała, za i przeciw, plusy-minusy, tak i nie, z początku bardziej na nie, z biegiem czasu bardziej na tak.
Tylko dokąd mam pójść sama z dwójką Dzieci, a w perspektywie samotne rodzicielstwo.
Wielka niewiadoma, bo i jutro niepewne.
Zrobiłam sobie listę osób, na kogo  i w jakim zakresie mogę liczyć, gdy podejmę jakże trudną i znamienną w skutkach decyzję,
Co ciekawe, po wyprowadzce okazało się, ze część osób uznała, że "skoro dotychczas tyle przeszłam  i dałam radę, to jak się wyprowadzę będzie tylko lepiej".
Totalna bzdura. Na początku nowej drogi jest duuuuużo gorzej, a nie lepiej (ale o tym potem)

Dosyć!
Poszukiwania mieszkania trwają!

Mieszkanie znalezione!
Dostępne za kilka miesięcy!
Puste!
No dobra, większe niż nasze stare pokoje, początkowe 7 m2 , albo późniejsze 15 m2 na 4 osoby. Duuużo większe!
Cztery ściany (nawet więcej) , sufit, okna, nawet balkony dwa. I to wszystko!?
Swietnie, pozornie wygląda super, "tu jest jakby luksusowo"(cytat z filmu "Kogel-Mogel"), ale pusto.
Trzeba zrobić listę potrzeb, z podziałem na poszczególne pomieszczenia, wycenić potrzebne sprzęty, wyposażenie.
Kartka w kratkę formatu A4 zapisana dwustronnie drobnym drukiem z wyliczeniami na około 15.000 zł.
No, nieźle!
Ciekawe skąd ja kasę wezmę?
No dobra, jakieś garnki mam, talerze też się znajdą, kilka sztućców również. A i łóżko piętrowe dzieciaków jest!.
To wszystko?!
No to będę spać na podłodze, jeść też na podłodze (dobrze, że z talerza), prać w misce (miska jest). Ciekawe na czym będę gotować? A w czym przechowywać rzeczy, w kartonach??
Masakra jakaś!
Plus sytuacji - "mój jest ten kawałek podłogi, nie mówcie mi więc co mam robić" (Utwór "Mój jest ten kawałek podłogi" Mr Zoob)

V Mojżeszowa 28,12
"Otworzy Pan przed tobą swój skarbiec dobra, niebiosa, aby dawać deszcz na twoją ziemię w czasie właściwym i aby błogosławić wszelką pracę twoich rąk tak, że będziesz mógł pożyczać wielu narodom, ale ty sam nie będziesz pożyczał."
Taki werset przeczytałam pewnego wieczoru.
Taaa, no fajnie, fajnie, tylko to przekracza mój poziom wiary.
Ja mam umysł księgowy, nie mogę zarządzać, dysponować czymś, czego nie mam. Logiczne przecież.
Jakże więc mogę sobie wyjść nie mając NIC.

A jednak na przekór samej sobie, na przekór ludzkiemu rozumowi i logice uchwyciłam się tego wersetu i....pewnego dnia wyszłam z domu.
Z prawie niczym.
Najważniejsze zabrałam: Dzieci, łóżko piętrowe, królika, chomika, ubrania, książki, parę garnków i talerzy i innej drobnicy.
Zaczęłam nowe życie.
I Werset stał się faktem.
I wszystko co było potrzebne nam do życia (meble, sprzęty) pojawiało się w naszych nowych czterech ścianach.
Boża obietnica się spełniła.
Mam na czym spać, mam na czym, przy czym i czym jeść,  ubrania ładnie w szafie wiszą i książki równo na półkach poukładane.
Cud!

Ale...
Miało być tak pięknie....
A nie było...
Miało być spokojnie...
A nie było...
Miało być "różowo"...
A nie było...
Emocje, stare mechanizmy zachowań, reakcje nie wiedzieć czemu zostały w nas.
Inny adres, inne otoczenie a my wciąż tacy sami?
A nawet jest trudniej, dużo trudniej...
Bo teraz trzeba rozprawić się ze starymi emocjami i nauczyć się żyć po nowemu.
Jak?
Ile czasu zajmie wychodzenie na prostą?
Czy można zapomnieć?
Czy można wybaczyć?
Z czym wiąże się samotne rodzicielstwo po przejściach?
Czy kobieta jest w stanie sama udźwignąć ciężar rodzicielstwa?
Skąd czerpać siłę, by każdego poranka zwlec się z łóżka (cud, że nie z podłogi), postawić w stan gotowości?
Problemy się mnożą przez pączkowanie. Na jeden rozwiązany pojawia się z dziesięć nowych.
A ja jestem sama!
Fizycznie sama i ...jakoś tak ludzi jakby wokół mniej. Bo przecież dałam sobie radę wtedy to i teraz dam!
No, wszak jestem silną babką!
No, chyba nie!
To się tak tylko wydaję.
Pod powłoką twardej zewnętrzności, pod pozorem dam-sobie-radę i mam-w-sobie-siłę bije serce, które czasem bywa słabe, które czasem łka po cichu by nie zburzyć obrazu pozornie twardej babki.

Właśnie wtedy, gdy wkraczałam w nowy etap, gdy zawalił się stary świat, znany mi doskonale, a w nowym nie umiałam się jeszcze bezpiecznie poruszać - wtedy, właśnie wtedy są potrzebni Przyjaciele przez duże P.
Przyjaciele, którzy pogłaszczą  kiedy trzeba i udzielą rad gdy te są niezbędne.

Po pięciu latach  życia w wolności jestem wdzięczna właśnie za Przyjaciół.
Jestem wdzięczna Bogu, bo On był, jest ze mną zawsze i zsyła deszcz na moją ziemię w czasie właściwym.


Ten jakże długi i poplątany post dedykuję Dorocie K. z Wodzisławia śląskiego- Ona wie, choć z nami już Jej nie ma (niestety) Dziękuję Ci za wszystko
















Komentarze

  1. Piękne świadectwo. Dobrze, że dałaś radę przez to przejść, dzięki za każdą osobę, która była wtedy z tobą. Żałuję, że ja nie pomogłam, ale moje problemy wydawały mi się większe niż twoje...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wystawa „W drodze”

Egzotarium Sosnowiec - 13.01.2024

Egzotarium Sosnowiec - 30.01.2024