2025

Kończy się rok.

Rok, w którym zostałam wdową.

Teraz, po 3 miesiącach od tego dnia, nie ma we mnie smutku, nie ma żalu. Jest akceptacja faktu.

Tak widocznie miało być, choć nie rozumiem i pewnie nigdy nie zrozumiem - dlaczego? Dlaczego teraz?

Po prostu - Przyjmuję fakt  do wiadomości. 

Czasem w naszym życiu dzieją się rzeczy i sytuacje, na które nie mamy większego wpływu, choć one przewracają naszą codzienność o 180 o. 

Zmienia się perspektywa, zmienia się wszystko, albo prawie wszystko.

 

W najtrudniejszym momencie, jakoś miesiąc po śmierci męża przeczytałam fragment Biblii, który dał mi nadzieję.

Księga Izajasza 54 rozdział, wersety 4-6. 

"Nie bój się, bo nie zostaniesz zawstydzona, nie rumień się, bo nie doznasz hańby, gdyż zapomnisz o wstydzie swojej młodości i o niesławie swego wdowieństwa już więcej nie wspomnisz.

Bo twoim małżonkiem jest twój Stwórca, Pan zastępów- to jego imię,

a twoim Odkupicielem jest Święty Izraela - będzie nazwany Bogiem całej ziemi.

Pan bowiem powołał cię jak żonę opuszczoną

i przygnębioną na duchu, jak młodą żonę, 

gdy była porzucona, mówi twój Bóg."

--------- 

Myślę, że wdowieństwo to nie przekleństwo. Wdowieństwo nie oznacza, że wszytko w życiu jest stracone i nic dobrego już mnie nie spotka. 

To jest pewien stan, nieodwracalny, niezmienny. To jest czas, gdy kończy się pewien etap, a zaczyna nowy, choć nieznany. 

Czy lepszy? Z pewnością inny. 

Nie rozpamiętuję już tak bardzo i nie zadaję miliona pytań zaczynających się "dlaczego?"

Bo nikt nie zna odpowiedzi, ani ja, ani nikt. 

Jedynie Bóg ją zna. 

Ja mam Mu zaufać, nic więcej.

Potrzeba czasu, bym odnalazła w sobie nowe siły, nowe marzenia i cele.

Potrzeba czasu....

I nadziei.


 

 

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pałac Kultury Zagłębia od środka - 1.02.2025

Pocieszyciel

Śladami przeszłości - historie rodzinne