Atramentem pisane...dom - z perspektywy prawie półwiecznej kobiety




Taka rozkmina przy renowacji szafy...
Czyszczenie szafy to całkiem fajne zajęcie, wycisza emocje, można spojrzeć z boku na wiele spraw.

Rozkmina pierwsza:
Nie potrafię sobie przypomnieć konkretnej, wyjątkowej sytuacji, w której mój Tata tłumaczyłby mi czym jest młotek, klucz francuski, szpachelka, papier ścierny (i gradacja papieru), pędzel do malowania, gwoździe, śrubokręt (wkrętak) nie mówiąc o imadle, wiertarce, szliwierce i innych przedziwnych przedmiotach leżących/wiszących w różnych miejscach, ale teraz, po latach wiem co do czego i jak tego używać.
Wiedza jakoś sama przyszła, tak po prostu,  mimochodem w trakcie moich 26 lat z Tatą.

W związku z tym pojawiła się refleksja dotycząca wpływu tatusiów na córki i jak ważna jest ta relacja.
Czyszcząc ową starą szafę malowaną dawno, dawno temu przez Tatę pomyślałam sobie że po pierwsze mógłby się nieco zirytować ze nie ogarniam tematu, albo odstawiam fuszerkę (czyli robię niedbale) a potem pewnie bylby dumny że mi się udaje SAMEJ  metodą prób i błędów dojść do rozwiązania.
Bo nie o to chodzi, żeby dawać gotowce, w stylu "zrób to tak i tak, bo tak"  tylko żeby uczyć przez doświadczanie, WŁASNE doświadczanie!!! Nie doświadczenie, ale doświadczanie

Czyściłam szafę papierem ściernym o grubości 60 i 40 ale nie widziałam zadowalających efektów, sięgnęłąm po małą szpachelkę i ...nawet mi takie serduszko samo wyszło...

Ale szpachelką trzeba uważać, żeby drewna nie zniszczyć..

Odbiegam od tematu..
Czyściłam tą szafę i miałam dość, to wcale nie takie lajtowe na jakie wyglądało...Myślałam naiwnie, ze to szast - prast , chwila - moment i już! A tu niespodzianka,centymetr po centymetrze, minuta po minucie a efekty hmm...no mogłyby być lepsze...
W pewnym momencie miałam się poddać, bo ręce bolą, drobinki starej farby wpadają do oka, do ust, we włosy, na ubranie itp, i wtedy przypomniałam sobie ojcową myśl; "jak coś robisz, rób to dobrze"
Bo Tata nie zarzucał rozpoczętej pracy, no i nie odstawiał fuszerki...
Więc walczę dalej...
Genetyczne predyspozycje czy codzienna obserwacja Jego pracy  mają wpływ, że teraz po 21 latach od Jego odejścia wciąż pamiętam Jego postawę, podejście do obowiązków?
I że ja  "babrając się"
(babrać się
1. pot. «brudzić się»

2. pot. «grzebać się w czymś brudnym, mokrym»

3. pot. «wykonywać długo jakieś czynności»)
przy starej szafie doznam swoistego katarsis, oczyszczenia, zmiany. I że odkryję w sobie sile i zdolności o których już zapomniałam, a o niektórych nie miałam pojęcia?
Jest moc! Jest radocha!



Rozkmina druga:
Mieszkanie - dom nas wszystkich
Budzi się we mnie świadomość dziedzictwa pokoleniowego...nie żyjemy dla siebie ...nie żyjemy tylko tu i teraz, ale to co robimy ma/będzie miało wpływ na kolejne pokolenia.
I dziś, szykując się do powrotu do panieńskich progów czuję w sobie echa poprzednich pokoleń. I wiem, że zrobię co w mojej mocy, żeby tego echa nie zagłuszyła żadna złość, ani nic co w jakikolwiek sposób zabiłoby klimat TEGO DOMU.  Bo obiecałam to Mamie, bo czuję się odpowiedzialna za powierzone mienie, bo Ktoś kiedyś włożył w to miejsce całe swoje serce, bo....to są moje korzenie...
Posiadanie korzeni to podstawa, bez korzeni się umiera...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kraków 9.11.2024 - wycieczka z Młodzieżą

Egzotarium Sosnowiec - 13.01.2024

Wystawa "Jej swiat"